Moje 3 sposoby na poradzenie sobie z dwójką dzieci rok po roku

*Treści bardziej neuro zaznaczyłam tak, reszta to takie mamuśkowe przygody*

Wiedziałam, że będzie bardzo ciężko 🙂 Samo chodzenie z dwoma małymi chłopcami po schodach, kilkanaście razy dziennie, to przecież niezła siłownia. Dobry wycisk, wszakże to ok. 20 kg. żywej wagi łącznie. Śmieję się czasami, że jestem taką fit mamą, bo codziennie, bez względu na okoliczności odbywam mój trening. Jest jeszcze jedna zaleta – żeby ćwiczyć mięśnie, nie muszę nawet wychodzić z domu. Co więcej, żeby wyjść na zewnątrz, jestem zobowiązana zrobić jeszcze trening cardio. Polega on na bieganiu i ubieraniu dzieci, mamy też interwały, czyli są przerwy, jak w prawdziwym treningu – albo na karmienie albo na zmianę pieluszki 🙂 Także jest baaardzo aktywnie.

Nie mogę narzekać, bo mam pomoc. Pomaga nam moja mama i siostra. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy wszyscy są w pracy, czyli codziennie od 6:00 do 16:00, jesteśmy sami – ja, Tymuś i Franio. Jak już pisałam tutaj, na instagramie, był ciężki czas, kiedy Franio miał kolki. Nawet nie chcę już o tym pisać. Tak. Było tak źle, że nawet nie chcę o tym opowiadać. Chyba mam taką traumę po kolkach. Pomogła cudowna mikstura (hehe czyli taki probiotyk, ale to temat na osobny post, już niedługo). Najważniejsze, że pomogło i teraz Franiu zachowuje się, jak normalne dziecko, czyli płacze, ale w granicach rozsądku :).

Na prawdę, nie jest łatwo. Siostra opowiadała mi o jej znajomej, która była kilka tygodni na oddziale psychiatrycznym. Jest też właśnie mamą dzieci rok po roku. Wcale się nie dziwię. Czasem można zwariować. Właśnie, żeby jakoś sobie dać radę z tymi brzdącami, mam kilka sposobów:

1. Stały plan dnia: pobudka, pampers i nocnik, smarowanie (azs Tymusia), ubieranie, jedzenie, ubieranie na spacer, spacer, drzemka Franusia + czytanie bajeczek Tymusiowi (tak, dlatego, że jest wtedy cicho, a Franio może spać), drzemka Tymusia + karmienie Franusia, zrobienie czegoś w domu, obiad Tymusia + drzemka Franusia, i … czekamy, bo wtedy zazwyczaj ktoś wraca z pracy i jest bardzo przyjemny moment, czyli OBIAD MAMUSI. Potem to już z górki, jak jest ktokolwiek, już nie mówię, że z nami, ale w zasięgu telefonu, czyli, gdyby się coś działo to ktoś przyjdzie.

Dla wyjaśnienia, mieszkamy sami, a obok jest dom mojej mamy. Mamy do siebie baaardzo blisko. A takie ciekawe sytuacje, kiedy potrzebuję drugiej pary rąk, to np. takie jak ta:

Jestem sama w domu z chłopcami. Franiu, zrobił….hmmm… nie bójmy się tego słowa kupę i … hmmm …. kto jest wrażliwy niech nie czyta dalej… jest ona WSZĘDZIE. W TEJ samej sekundzie Tymuś rozlał mi herbatę na dywan i zaczął po niej brodzić i dokładnie w tej samej sekudndzie zadzwonił do drzwi kurier. I w zasadzie, nie wiadomo, że tak powiem, w co ręce włożyć 🙂 czy zostawić obu na górze i otworzyć? (Hmmm… Franio wszystko wokoło jeszcze bardziej pobrudzi, a Tymuś poślizgnie się na panelach – tak, tam też była herbata), czy nie odebrać paczki i ogarnąć sytuację? Wiecie co, jakoś poradziłam. Zniosłam ich obu na dół po schodach i odebrałam paczkę, ale nie był to szczyt przyjemności :)ani dla mnie ani dla kuriera. No cóż, życie 🙂

Dlatego czasem przydałaby się druga para rąk, nawet na minutę, ba, nawet na pół minuty. A kiedy jesteśmy sami, stały plan to podstawa. Pewnie wiele z Was czytało książkę Tracy Hogg „Język niemowląt” i „Zaklinaczka dzieci”. Stały plan dnia, to jedna z rzeczy, które z jej książek się u mnie sprawdziły. Wiadomo, jak to u mnie nie z wszystkim się w jej książkach zgadzam, ale są tam tez perełki, rzeczy niezwykle mądre. To właśnie jedna z nich 🙂

2. Strategia: zmniejszenie ilości prac w domu = zwiększenie czasu na ogarnianie dzieci.

To sprawia, że bywa spokojniej. Konkrety: kupiłam zmywarkę, nie robię rzeczy niepotrzebnych (nie ścieram kurzu 2x w tygodniu), dużo kupuję przez internet (o moich przygodach na zakupach z dwoma maluchami już niektórym opowiadałam. Jak to przetrawię i nabiorę dystansu do całej tej historii, to może ją kiedyś opiszę tutaj), gotowanie dań prostych, np. kluski z serem (dla Timego z innym sosem, bo ma azs – wiecej tutaj), i najważniejsze, co mogę zrobić jutro, robie dzisiaj. Ten pomysł podebrałam od @mamarokporoku z instagrama, tu jej blog. Czyli dzień wcześniej przygotowuję ubranka chłopców, ustawiam nocnik Tymusia w pobliżu leżaczka Franusia, w nocy ogarniam dom, żeby łatwo było wszystko znaleźć, uzupełniam zapasy pampersów, wody w podgrzewaczu, przygotowuję kubek z kawą (dla mnie. O taaaaak… karmię i piję kawę – o tym, czy można, informacje tutaj – genialny blog o karmieniu, większość z Was z pewnością już go zna 🙂 ), z czystkiem (Tymowi) i z rumiankiem (Franowi), wyjmuję naczynia ze zmywarki, wieszam pranie i takie tam rzeczy.

3. Uprzyjemnacze czasu.

Czyli wszystko, co nam ułatwia życie. I od razu kwestia sporna – TV. To teraz temat na czasie, bo własnie dzisiaj uruchomiliśmy telewizję. (Mielismy TV, ale nie było programów przez… 3 lata 🙂 korzystaliśmy tylko „tubaa”- czyli youtuba, jak to mówi Tymuś. Dobrze wiem, że tak duża dawka bodźców wizualnych działa niesamowicie pobudzająco na korę wzrokową i mózg moich chłopaków w części potylicznej dosłownie pali zwoje, a później robaczek (hipokamp – taka część mózgu) to przetwarza i nie pozwala im na spokojne wejście w pierwszą fazę snu. Doskonale widzę to na Franusiu. Szczerze Wam powiem, czasem sytuacja mnie zmusza i włączam Tymowi piosenki na youtube. Znam minusy. Aż za dobrze. Wiecie pewnie przecież, że np. u dzieci z autyzmem ograniczenie wysokich technologii (TV, tabletów i.t.d.) przynosi dobre efekty. Nadmierna ekspozycja na zmienne bodźce wizualne może prowadzić, np. do ataków padaczki, czyli prosto mówiąc, takiego przegrzania mózgu. Ale powiedzmy sobie szczerze, 90% z nas włącza dzieciom ten czasoumilacz. Pomówmy więc o plusach 🙂 Tymuś śpiewa i bogaci słownictwo. Tak więc, kiedy muszę, włączam TV.

Kiedy nie muszę, mamy zabawki. Ostatnio hitem Tymka są plastikowe owoce do krojenia. Super sprawa. Zaczął nazywać jabłko, ananasa; banana już mówił wcześniej i najważniejszy… nóż (taki mały, plastikowy, dla dzieci) – wreszcie może tak jak mamusia, kroić coś na obiad (etap naśladowania mamy w pełnym rozkwicie). Kiedyś miałam okazję pracować w przedszkolu Montessorri – byłam zachwycona salą zabaw. Nie mam możliwości odtworzyć tych warunków, ale sam pomysł ułożenia zabawek w zasięgu dzieci, tak by mogły same odkrywać, przeniosłam do domu. Hit Frania to taki plastikowy, świecący bałwanek z Biedronki. Wisi na chusteczce nawilżanej (już od kilku dni nie ma w niej żadnego nawilżenia ;)). Jest super, bo Franiu go obraca w rękach, a Tymek uczy się nowego słowa (dynda) :). O wprowadzaniu wyrazów dźwiękonaśladowczych napiszę niebawem więcej 🙂

A co do zabawek, to Ameryki przed Wami nie odkryję. Wiecie, że dobrze, jak są kontrastowe, najlepiej biało-czarno-czerwone, tak jak robiłam przy czytaniu globalnym. Bo wiecie, mózg dziecka reaguje właśnie na te barwy. Więc szkoda, że bałwanek nie ma np. czerwonej czapki Mikołaja, już Franio by go lepiej widział. Co jeszcze? Polonistki pewnie pamiętają synestezję z Młodej Polski. Ja uwielbiałam te tematy 🙂 No właśnie, taki bobas właśnie tak poznaje świat – holistycznie, wszystkimi kanałami odbioru integruje z sobą bodźce i prawa półkula pozwala na poczucie jedności, całości i spójności otaczającego świata. W naszym bałwanku jest chropowata faktura – super, bo jak ją Franio skrobie, to kora czuciowa super pracuje, a jak go włoży do buzi, to już miodzio… zwoje kory czuciowej pracują jak pszczółki. Niestety, brakuje dźwięku. Wystarczyłoby, żeby szeleścił. Można by pokusić się jeszcze o smak i zapach, ale wtedy okazałoby się, że to jedzonko 🙂 Widzicie, metoda blw dla dzieci (pewnie ją już znacie, jeśli nie, to link tutaj i super przepisy też dla alergików tutaj) byłaby lepsza niż zabawki :). Ale jesli już o zabawkach mówimy, to super wydaje się być mrB z lullalove, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, czyli bałwanka z Biedry. 🙂

Będę chciała kupić mu jeszcze taką matę edukacyjną, bo ta stara, po Tymku już dogorywa. Albo kupię na olx, bo ktoś z Lubeni sprzedaje o tutaj, albo uda mi się wziąć do testowania z canpola o tutaj. Wiem, że trochę z was ma blogi, niektóre już korzystają z promocji canpola, ja jeszcze do tej pory nie miałam okazji. Wystarczy się tam zalogować. Ta z olx wygląda dość ubogo, hmmm… jeszcze się zastanowię.

Kolejna rzecz z tej grupy – książki dla dzieci – oj, to obszerny temat na następny post 🙂

Także plan dnia, strategia i dobre czasoumilacze to element taktyczny w kwestii przetrwania w dżungli codzienności z moimi słodziakami 🙂

A tymczasem pozdrawiamy cieplutko,

Justyna, Tymek i Franio

4 uwagi do wpisu “Moje 3 sposoby na poradzenie sobie z dwójką dzieci rok po roku

Dodaj komentarz